
u św. Rocha w Sadykierzu
HISTORIA SPOTKAŃ
Skąd wzięły się spotkania u św. Rocha?
Kolejny raz św. Roch przypomniał mi o swoim istnieniu w czerwcu 2017 r. Właśnie wtedy od czasu do czasu pojawiły się u mnie bardzo delikatne nawet nie bóle, ale poczucie pełności w jamie brzusznej. Oczywiście były to tak słabe oznaki, że nic dziwnego, że je zlekceważyłem. Na przełomie czerwca i lipca pojechałem tradycyjnie na rekolekcje górskie Ruchu Rodzin Nazaretańskich do Bańskiej Wyżnej koło Zakopanego. Tam jakby moje dolegliwości nieco wzmogły się i po czasie uświadamiam sobie, że byłem nieco słabszy. Nawet trochę zacząłem się oszczędzać. Pod koniec rekolekcji ból wzrósł i poprosiłem obecne tam lekarki o pomoc. Nakazały zaraz po powrocie do domu zrobić USG. Ból na tyle spotęgował się, że nie zostałem już, tak jak planowałem, po rekolekcjach na dzień czy dwa w górach, ale wróciłem. Powrót był już bardzo trudny. Okropny ból kręgosłupa, do tego stopnia, że w czasie drogi wiele razy musiałem się zatrzymywać. Następnego dnia po powrocie rankiem, kiedy jeszcze leżałem obolały zadzwoniła jedna z lekarek, które mnie badały w górach i krótko stwierdziła: „jutro o 9.45 ma ksiądz załatwione badanie USG”. Zaskoczony szybkością działania, bez namysłu podjechałem do gabinetu i wynik był niepomyślny – wiele bardzo dużych pakietów zbitych węzłów chłonnych w całej jamie brzusznej. Trzeba zrobić tomograf komputerowy. I pytanie jak to szybko zrobić. Mimo wszystko byłem spokojny, co było owocem działania łaski Bożej. Modliłem się i myślałem. Okazało się, że pojawiła się taka możliwość i zrobiono mi to decydujące badanie błyskawicznie. USG miałem zrobione 11, a tomograf już 13 lipca. Właściwie pierwszy cud biorąc pod uwagę procedury naszej służby zdrowia. Ból ciągle nie ustawał, a nawet powiększał się. Właściwie żadne środki uśmierzające nie pomagały. Nie spałem całe noce, dopiero nad ranem gdzieś umordowany wkuliłem się w kanapę czy fotel i tak zdrzemnąłem się. Nie miałem apetytu. W ciągu 2 miesięcy schudłem 30 kilo, a przecież od dziecka byłem grubasem i odchudzałem się nieustannie i bezskutecznie. Był to lipiec, sezon urlopowy i szukanie szpitala było bardzo trudne. Wreszcie dostałem się do kliniki hematologii na Banacha. (fantastyczni lekarze, pielęgniarki i wszyscy pozostali pracownicy). Tutaj leżałem nieustannie do końca grudnia 2017 r. Tutaj otrzymałem mniej więcej 108 litrów chemii i tutaj wyzdrowiałem. Mój spowiednik powiedział, że Pan Bóg zostawił mnie na tym świecie, bym jeszcze coś zrobił - lepiej dobrego niż złego.
I właśnie tu czas wrócić do św. Rocha, czczonego w kościółku w Sadykrzu od niepamiętnych czasów. Był przełom października i listopada. Otrzymałem 4 cykl chemii. Stężenie leku było większe niż poprzednio, gdyż do tej pory mój organizm bardzo dobrze znosił wszystkie te zabiegi. Jednak okazało się, że granica wytrzymałości gdzieś jest obecna. Efektem było to, że tętno zaczęło powoli spadać. Trzeba było niecałą dobę przed końcem podawania kroplówki zrezygnować z jednego leku. Wtedy pojawili się przy łóżku kardiolodzy ze specjalistyczną aparaturą. Badania trwały kilka dni, ale okazało się, że serce nie jest uszkodzone. W czasie mojej choroby modliły się za mnie tysiące osób w parafii, diecezji i właściwie w wielu zakątkach Polski i świata. Jestem im za to bardzo wdzięczny. Jednak chciałbym nikomu nic nie umniejszając zwrócić uwagę na św. Rocha, bo właśnie w tym czasie pewnego kryzysu w moim leczeniu pojawił się ktoś, kto zaczął zapraszać do modlitwy o moje wyzdrowienie między innymi za przyczyną tego świętego. Była to Maria, która poprosiła przełożoną pracujących w Obrytem sióstr szarytek, s. Aleksandrę, o możliwość modlitwy całodobowej w ich kaplicy. Pan Bóg sprawił, że szybko pojawiło się kilka osób, które podjęły się dyżuru modlitewnego. Potem było ich kilkanaście. Wokół spokojnej kaplicy sióstr, zaczął się ruch, co wywołało zainteresowanie kilku osób, które chciały utrącić dobre dzieło. Nie udało się. Łaska Boża okazała się mocniejsza niż zło. Już wkrótce więcvej osób podjęło posty w mojej intencji. Trwały one miesiąc. To też przeszkadzało. Niektórzy w nerwach szyderczo mówili, ze podjęli głodówkę za proboszcza. A ja z zamkniętej sali szpitalnej, gdzie moje wyniki po kolejnej chemii nie chciały się poprawić dziękowałem Panu Bogu za pośrednictwem Maryi i św. Rocha, że mam tam w Obrytem takich orędowników i miałem nadzieję, że ten szturm do nieba przyniesie mi zdrowie. I tak się stało. W tym czasie powstało Jerycho św. Rocha. Już kilkadziesiąt osób modliło się za mnie o określonej godzinie przez całą dobę.
22 lutego 2018 r. w 87 rocznicę objawień Jezusa Miłosiernego św. Faustynie w Płocku otrzymałem wiadomość, ze w moim organizmie nie ma komórek rakowych.
Cała choroba trwała w roku 100. rocznicy objawień Matki Bożej w Fatimie. Zdiagnozowana została 13 lipca, a więc w dniu kolejnego objawienia się Matki Bożej, a zakończyła w dniu objawienia się Jezusa Miłosiernego. To nie przypadki. Takich niby przypadków było wiele, ale o nich innym razem.
Św. Roch z obrazu w Sadykrzu na aureoli ma napis: „Będziesz ratunkiem w chorobach”. Ja jestem ewidentnym dowodem na to, że tak jest. On jest ratunkiem w chorobach. Kiedy w 2016 roku w sadykierski odpust uroczyście wprowadzaliśmy relikwie św. Rocha, nie przypuszczałem, że będzie to początek nowej epoki w rozwoju kultu naszego Patrona. W 2017 r. nie byłem na odpuście w Sadykrzu, ale bardzo obolały na łóżku szpitalnym modliłem się za przyczyną św. Rocha, jednocześnie wijąc się z bólu, o spełnienie się na mnie Jego woli. I dzisiaj wiem, że zaciągnąłbym wobec Boga wielką winę, gdybym zaniedbał mówienie o wielkich rzeczach, których Bóg dokonuje za przyczyną tego starego, aczkolwiek ciągle świeżego Świętego.
Od maja 2018 r. w piątek po 16 dniu każdego miesiąca spotykamy się u Rocha o godz. 19.00 na mszy św. i adoracji.
Spotkania u św. Rocha
Piątek
po 16 dniu każdego miesiąca
19:00
Sobota
Msza w intencji chorych
11:00
Niedziela
10:15
Pierwsza niedziela miesiąca
15:00
Msza w rycie trydenckim
